Nie uchwytujemy dostatecznie działania Ducha Świętego w ekonomii życia Kościoła. Ono nam uchodzi, bo istota jego należy do porządku czysto nadprzyrodzonego. A jednak nic, absolutnie nic się nie dzieje bez Jego impulsu. Nie możemy nawet wymienić Imienia Jezus z miłością bez pomocy Ducha Świętego, który w nas wlewa tchnienie nadprzyrodzone, pozwalające nam wymówić z wiarą to święte Imię.
Świat nadprzyrodzony staje się nam niedostępny, jeżeli wiara nie działa w nas. Jest to podstawowa prawda, której dowodzić byłoby zbytecznym, tak jest to rzecz oczywista. Stąd wynika, że działanie Ducha Świętego w uświęceniu Kościoła pozostanie niezrozumiałe dla wiernych, których sprawy religii nie dosięgają. To działanie, istnie mistyczne, tajemnicze, byłoby niestety w rzeczywistości całkiem nieznane masom, gdyby liturgia, ta ,,żywa teologia”, nie przychodziła na pomoc ze swoimi skarbami w dziele ,,chrystyfikacji” (czyli uchrześcijanienia) duszy.
Jako ,,źródło nieodzowne najczystszego ducha chrześcijańskiego”, liturgia katolicka dotyka najbliższej ,,duszy” Kościoła, gdyż jest wspaniałym wyrazem poznania, miłości i uczyć, które nurtują w jego łownie. A Duch to Chrystusowi uczy nas modlić się, mówić z całym zrozumieniem do Boga: ,,Abba”, ,,Ojcze”!
W cudownej wizji, w której Chrystus Pan przy Ostatniej Wieczerzy odsłonił nam rąbek tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, możemy nieco pojąć, jakie miejsce zajmuje w niej Duch Św., który wieńczy wiekuistą młodością życia szereg działań Trzech Boskich Osób.
Doskonałość nieskończona, wpatrująca się w swój Obraz, we wszystkim do Niej podobny, jest uniesiona wylewem miłości. Obraz zaś ze swej strony, Słowo, które wyszło z ust Ojca, pojmuje nieustanne w ekstazie miłości Tego, którego jest doskonałym Echem. A z tej podwójnej kontemplacji tryska ogień boskiej Miłości, który stapia w doskonałą jedność i Ojca i Syna.
I przez to Duch Św. jest cały poznaniem, gdyż pochodzi od Tego, który Sam siebie doskonale pojmuje, i od Tego, który będąc Jego obrazem, pojmuje Go na równi. Jest On samą miłością, gdyż jest zapieczętowaniem wzajemnego działania miłości między Ojcem a Synem. Jest on samą Umiejętnością, gdyż w tym to doskonałym poznaniu trwa wiekuisty pocałunek miłości Ojca i Syna. Jest samą Mocą, bo jest Tym, któremu na imię Miłość. Jest samą Czcią miłosną, bo w Nim stapia się stosunek ojcostwa i synostwa, łączący Ojca z Synem. Jest samą Mądrością, bo streszcza w swej Osobie działanie duchowe, którego istotą jest rozkosz w poznaniu Boga Jedynego. Duch Święty jest więc przede wszystkim Miłością wytryskającą z kontemplacji. On oznacza i utożsamia posiadanie samego przedmiotu kontemplacji: Prawdy. Jest Duchem Prawdy. Jest skarbem wspólnym między Ojcem a Synem.
Gdy podczas Ostatniej Wieczerzy Zbawiciel wynurzył po raz ostatni serce swoje wobec Apostołów, mówił im o Duchu Świętym. Jemu pozostawił dokończenie dzieła swego w nich. I odtąd Duch Jezusowy rządził będzie Kościołem:
,,Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imię moje, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, cokolwiek bym wam powiedział” (J 14, 26).
,,A ja prosić będę Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami mieszkał na wieki: Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi, ani go nie zna” (J 14, 16, 17).
Czy się dostatecznie zastanawiamy nad tym, że Duch Święty jest Duchem Jezusa, a więc tym samym Duchem Miłości, który kierował całą działalnością Zbawiciela naszego?
A więc przyjmować Ducha Świętego, jest to przyjmować Miłość Jezusa i Miłość Ojca. Być świątyniami Ducha Świętego, świątyniami Trójcy Przenajświętszej – Oto nasze przeznaczenie. Czyż nie powiedział nam Chrystus: ,,Jeżeli mnie kto miłuje, będzie chował mowę moją, a Ojciec mój umiłuje Go i do niego przyjdziemy a mieszkanie u niego uczynimy? (J 14, 23). Uczynić mieszkanie jest równoznaczne z przebywaniem na stałe na jakimś miejscu i zapoczątkowaniem działania w nim. Tam, gdzie jest Ojciec i gdzie jest Syn, tam zawsze jest miłość. Tak w rzeczywistości, życie Chrystusa stało się dla nas dotykalne przez rok liturgiczny i przez życie liturgiczne. Przez nie jedynie możemy uczestniczyć w pełni już tu, na ziemi, w wylewie Ducha zesłanego nam przez Jezusa. Możemy uczestniczyć co dzień żywiej w przeżyciach Jezusa, w każdej tajemnicy Jego życia, a kontemplacja Jego czynów, wiara w Jego słowo jest źródłem zawsze nowej łaski i przemieniania się w podobieństw ego naszego Ideału… Kościół, znając swego Oblubieńca, wybiera z Ewangelii takie ustępy, które lepiej uwydatniają każdą z Jego tajemnic; dlatego też doskonale umie je wyjaśnić przez odpowiednio dobrane teksty psalmów, proroctw, listów św. Pawła i innych Apostołów czy przez wybrane ustępy z Ojców Kościoła. A przez to stawia je w żywszym świetle. Zaś naukę Boskiego Mistrza i szczegóły z Jego życia oraz samą treść tajemnicy dnia jeszcze dobitniej uwypukla.
A w nas, w naszej duszy, przez dobór tekstów z ksiąg świętych i pisarzy kościelnych, przez westchnienia, które podaje, przez symbolikę i obrzędy, wywołuje Kościół taką postawę duchową, jakiej wymaga treść tych tajemnic; rodzi w sercu naszym usposobienie potrzebne, abyśmy sobie mogli przyswoić jak najpełniej duchowny owoc każdej tajemnicy Jezusowej.
Podczas, gdy oczyma wiary i z miłością pragnący całkowitego oddania, wpatrujemy się w tajemnice Chrystusowe, Duch Święty, który jest Jego Duchem, działa w tajnikach duszy i swoimi poruszeniami przemożenie i skutecznie urabia ją na swoją modłę, by w niej odtworzyć jakby mocą sakramentalną, rysy Boskiego Wzoru.
Powiedziano o św. Gertrudzie, że ,,oczekiwała wielkich Świąt z duszą przepełnioną pragnieniem, upojoną miłością i radością; rozmyślała o nich, rozkoszowała się nimi zawczasu, karmiła się słowami liturgii i pałała płomienną tęsknotą, zaczerpniętą z officium danego dnia”. Niestety, nie dosięgamy do tych wyżyn! Trzeba nam na to lepszego zrozumienia tej prawdy, że jeśli szukamy Ducha Jezusowego, czyli Jego Miłości, to ten sam Duch Święty poprowadzi nas do Niego.
Czyż samo pragnienie miłowania Go i służenia Mu, nie jest nam wlane przez tegoż Ducha? Ponieważ jest Miłością, jest Ogniem, oświecającym i ogrzewającym. A któż zdoła rozgrzać serca nasze, stworzone dla Boga, jeśli nie Bóg sam? Dlatego On jest Duchem-Poświęcicielem, a ten przepotężny prąd świętości, który wypłynął z przebitego boku Jezusowego na krzyżu, który nieustannie odnawiając się przez wieczystą ofiarę Słowa, nigdy nie zazna końca w Kościele, jest dziełem miłości Jego.
,,Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych, przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rz 5, 5). Kościół Chrystusowy, będąc cały przepojony krwią, wytryśniętą z Najświętszego Boku, żuje jednym jedynym tchnieniem: Tchnieniem Ducha Świętego. Zapamiętajmy to. On jest wypływem kontemplacji wzajemnej i wzajemnej miłości Ojca i Syna, więc Jego tchnienie jest najistotniej sprawcą tego, co Boże i tchnieniem rozszerzającym i dobroczynnym, obcym małostkowości i ciasnocie.
Nie jest to tchnienie indywidualności zacieśnionej i zazdrosnej, zubożałej duchowo przez dobrowolne zatamowanie przypływu źródeł zewnętrznych, lecz tchnienie Osoby Chrystusa i wraz z nim tchnienie wszystkich istoto pragnących dla swej osobowości ,,ekspansji” duchowej, rozprzestrzenienia szerszego i wyższego niż własne ,,ja”, intensyfikacji prawdziwego życia, przez kontakt z tym, co boskie. Takim jest Duch, unoszący się ponad potężną modlitwę Kościoła. On go łączy z Chrystusem i z Ojcem, bo pozostaje zawsze sam sobą.
,,Dla wielu modlitwy liturgiczne wydają się czymś suchym. Kto przystępuje do nich po raz pierwszy, z głębin tego niezrozumienia stworzonego przez spiętrzenie przestarzałych przyzwyczajeń pobożności subiektywnej, łatwo odniesie wrażenie jakichś konstrukcji intelektualnych” – Jest to niezmiernie błędne mniemanie. A nawet zbliża się do bluźnierstwa, gdyż jest zniżaniem Ducha Świętego do poziomu zwykłego budowniczego systemu. Czas wyjaśnić tę sprawę. Jednej przeczy przede wszystkim uczy nas liturgia, a mianowicie, że myśl przewodnia jest konieczną podwaliną wszelkiej modlitwy zbiorowej. Wydaje się to całkiem proste, a jednak, przez długie lata świątynie nasze były zalane książkami do nabożeństwa, w których sentyment odgrywał główną rolę i dla wielu niestety stał się on kamieniem probierczym gorliwości i modlitwy. Już żeśmy o tym kilkakrotnie wspomnieli, że nie było tak od zawsze!
Duch Uświęciciel Kościoła jest wypływem kontemplacji wzajemnej dwóch Nieskończoności, wydających miłość. Pobożność liturgiczna powinna być zatem na wskroś dogmatyczna, tj. winna czerpać w łonie Prawdy przedmiot, który wyraża: jedynie dobrą modlitwą jest ta, która wypływa z prawdy. Wtedy będzie ona oparta na opoce silnej i niewzruszonej.
Powtórzmy zatem za Guardinim: ,,W życiu ducha koniecznym jest i dech szeroki i wysoki polot, inaczej kurczy się ono, wysycha i zanika”. Nie tylko w znaczeniu negatywnym ,,prawda nas wyswobodzi”, pod kątem wyzwolenia z jarzma błędu, lecz uczyni nas wolnymi także pozytywnie, byśmy mogli swobodnie objąć nieskończoną przestrzeń Królestwa Bożego i przylgnąć do niego całą duszą.
Tak wypływając ze źródła wszelkiej umiejętności, modlitwa nasza liturgiczna zamieni się w upojeniu najczystszej miłości. Ale dzięki kierownictwu Ducha Rady, będzie zawsze nosiła to piętno prawdziwej trzeźwości, jaka przystoi Świętym.
,,Læti bibanus sobriam, Ebrietatem Spiritus”. W takim zrozumieniu Duch Święty staje się duszą modlitwy liturgicznej. Czyż potrzeba jeszcze mówić, jak bardzo miłą jest taka modlitwa Ojcu? Bo to jest modlitwa całego Chrystusa, tj. świętej Jego Osoby razem z Jego mistycznym ciałem. Jak Ojciec dobrze sobie upodobał w Synu, tak znajdzie upodobanie w modlitwie Kościoła swego, która wzbija się ku niebo ,,in adorem suavitatis”. Duchu Święty! Naucz nas się modlić! Daj nam te niewysłowione porywy miłości, dzięki którym śmiemy mówić do Boga: ,,Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje”!
Liturgia jednak objawia się w całej pełni podczas czynności ofiarniczej Mszy św. Wówczas staje się prawdziwą modlitwą społeczną z hierarchią kapłana oraz jego pomocników, sprawowana zaś jest odpowiednimi obrzędami przy ołtarzu.
Dusza raduje się ze swej łączności z wszystkimi członkami Kościoła, ze wspólności wszystkich dóbr duchownych, ze skutecznej pomocy, jaką może nieść drugim. Skończone już to osamotnienie, w którym trzymał ją zamkniętą dawny indywidualizm. Skończona ta obojętność wobec wszystkiego, co nie było jej ciasnym, subiektywnym nabożeństwem. Liturgia jest teraz porwana wielkim prądem, potokiem Ducha Ożywiciela, który sprawia, że ofiara Chrystusa jest wciąż najwyższym aktem uwielbienia, dziękczynienia, przebłagana i prośby.
Połączona z wszystkimi duszami, a przede wszystkim z Chrystusem, według wspaniałej nauki św. Pawła o Świętych Obcowaniu, dusza staje się głosem Kościoła, a zatem samego Ducha Świętego.
Pozostaje nam do powiedzenia, że zazwyczaj liturgia głęboko przeżywana jest jedynie zdolną pojmować i obejmować działanie Ducha Świętego. Przyczyna tego jest prosta: Liturgii przeciwstawia się pobożność indywidualna. Mamy na myśli tę pobożność, która nie uznaje za kryterium nic innego, jak tylko sąd osobisty danego indywiduum.
Otóż, jeżeli Kościół otrzymał święty depozyt skarbów Bożych, jeżeli otrzymał niezrównany przywilej stałej pomocy Ducha Jezusowego do tego stopnia, że nigdy w swym nauczaniu nie zbłądzi, to bynajmniej nie jest tak, gdy chodzi o jednostkę odosobnioną. Oczywiście, łaska będzie w niej działać, ale taka osoba nie będzie mogła w sposób normalny poznawać ,,duszy” Kościoła, ani prawdziwego życia Chrystusa.
Nie możemy skazywać się dobrowolnie na wykluczenie ze społeczności wielkiej rodziny Chrystusowej. Inaczej byśmy przecięli węzły łączące nas z Chrystusem, a łączność ta uzależniona jest od przylgnięcia do Kościoła, do jego dogmatów, modlitwy – jednym słowem: liturgii.
Przeciąć te węzły, znaczy nie tylko odosobnić się, lecz zacieśnić swój widnokrąg, zaniknąć, skazać się na śmierć, gdyż w żyłach i arteriach naszych nie płynęłaby już krew zbawcza i te żywotne soki Miłości, których źródłem jest Duch Święty.
W te Święta Zesłania Ducha Świętego łączmy się jako dzieci Kościoła, we wspólnej modlitwie i prośmy Boga Miłości o nowe wylanie na nas Jego darów. Dla nas to, grzeszników odkupionych, wypłynęły one z przebitego Serca Zbawiciela, a miłość Jego udziela ich nam hojnie: spływają one potokiem z Golgoty na każdy ołtarz naszych kościołów.
Veni, Sancte Spiritus… Przybądź, święty Duchu, ześlij z niebios promień Twej światłości, Ty, coś serc światłością. Ty, co pocieszasz i którego obecność jest źródłem orzeźwiającej słodyczy, Ty dajesz odpoczynek, ukojenie i ulgę w strapieniu. Bez Ciebie, o Miłości, niewinność nie może zapanować w biednych sercach ludzkich.
Pokalany jestem – obmyj mnie! Oschły i jałowy – spuść na mnie swą rosę! Zesztywniałem w pysze – daj mi giętkość pokory! Zimny bardzo jestem – Rozgrzej mnie! Kaleczę się na każdym kroku – Opatrz me rany! Zbaczam tak łatwo, nawet w pragnieniach dobrego – Naprowadź mnie na właściwą drogę!
Wszystkim, co Cię o nie błagają, udziel Twych darów: Mądrości, Umiejętności, Mocy, Pobożności i Bojaźni Bożej. Daj zasługę biednym naszym usiłowaniom, a nade wszystko radość nie kończącą się nigdy. Amen. Alleluja!
O. Karol Von Oost OSB
Artykuł pochodzi z nr 5 roku 4 (1932/3) czasopisma ,,Mysterium Christi” (s. 129-135).