Site icon Z pasji do liturgii

Psalmodia i kontemplacja

Jednym z najprzedniejszych środków zjednoczenia z Bogiem jest dla duszy religijnej psalmodia, która dnia każdego towarzyszy Mszy św. Msza jest tą wielką modlitwą Chrystusa, mającą trwać aż do końca świata, podczas gdy On nie przestaje ofiarować się przez ręce swych kapłanów, a z serca Jego kapłańskiego i eucharystycznego wznosi się zawsze akt teandryczny miłości i ofiary, którego wartość, jako uwielbienia, wynagrodzenia, błagania i dziękczynienia, jest nieskończona. Psalmodia officii divini jest ową wielką, dzienną i nocną modlitwą Kościoła, Oblubienicy Chrystusowej, która tak jak Msza św. nie ustanie nigdy na powierzchni ziemi.

Dla tych, którzy mają wielki zaszczyt uczestniczenia w psalmodii, winna ona być przedziwną szkołą kontemplacji, samoofiary i świętości. Jeśli jednak wydać ma tak obfite owoce, musi zachować to, co stanowi samąż jej istotę, a więc mieć nie tylko ciało dobrze zorganizowane podług harmonijnych reguł, ale duszę. Z chwilą, gdy przestaje być wielką modlitwą kontemplacyjną, traci zwolna swą duszę i zamiast być wzlotem, wzniesieniem do Boga i spoczynkiem, staje się ciężarem, trudem, i nie wydaje wielkich owoców. Chcielibyśmy tedy powiedzieć cośkolwiek nasamprzód o psalmodii zniekształconej i zmaterializowanej, a następnie o tej drugiej, prawdziwej, która jest, jako śpiew Kościoła, oswobodzeniem, unosząc ducha ponad zgiełk ziemski.

Psalmodia zniekształcona jest ciałem bez duszy; tempo jej jest na ogół pospieszne, tak jakby pośpiech, który św. Franciszek Salezy zowie śmiercią pobożności, zastąpić mógł prawdziwe i głębokie życie. Słowa oficjum wymawia się wówczas źle, bez rytmu i taktu. Odmawiane bez należytej uwagi, częstokroć tak piękne antyfony, a tym więcej hymny, stają się niezrozumiałe. Nie przestrzegając przestankowania, czyta się lekcje tak jakby się czytało najobojętniejsze, lub nawet najnudniejsze rzeczy, a przecież są w nich blaski Bożej Mądrości, albo to, co jest najpiękniejszego w życiu świętych. Chce się zyskać cztery czy pięć minut, które poświęci się fraszkom i drobnostkom, a traci się najlepszą cząstkę danego nam przez Boga czasu. O. de Condren mawiał:  „Gdyby jakiś pan mówił do swego służącego tak jak niektórzy mówią do Boga, odmawiając oficjum, myślałby ten sługa, że chlebodawca jego zwariował, trzepiąc w ten sposób“.

Psalmodia, o której mowa, jest tym samem mechaniczną, a nie organiczną; podobnie jak w ciele bez duszy, niema między częściami żywotnego związku. Są to jedynie następujące po sobie kolejno słowa. Nie ujmuje się należycie znaczenia psalmu, a dla tego, który chce je uchwycić i śledzić, jest to istny mozół i przeszkoda do prawdziwej modlitwy.

Zapytajmy z kolei, czy taka psalmodia jest podniesieniem duszy do Boga? Być może, lecz opóźnia się ono stale, tak jak ruch kamienia rzuconego w powietrze, który dąży do spuszczenia się na ziemię; prawdziwa zaś modlitwa winna wystrzelać ku niebu na podobieństwo płomienia.

Jak temu złu zaradzić? Przypomnienie reguł psalmodii jest bezskutecznym lekarstwem, o ile zastosuje się ten jeden środek. Zło tkwi głębiej i sięgnąć trzeba aż do korzenia. W rzeczywistości jedno tylko lekarstwo byłoby prawdziwie skuteczne i pozwoliłoby użyć innych środków zaradczych, a mianowicie to, które by przywróciło ducha modlitwy, tak jak dla przywrócenia ciału bez duszy, jego czynności, trzeba by przywołać je do życia.

Ta zniekształcona psalmodia wskazuje nam, iż dla duszy, która nie żyje modlitwą, odmawianie brewiarza staje się czynnością czysto materialną, kultem zewnętrznym jedynie. Duszę tę, nie przywykłą do skupienia, napastują myśli obce świętej sprawie, której się oddaje; przypominają się jej ustawicznie prace jej, studia, interesy; niekiedy nasuwają się nawet próżne i błahe myśli. Doświadczają wprawdzie tych przykrych roztargnień osoby praktykujące życie wewnętrzne, lecz u tych, o których przed chwilą mówiliśmy, jest to stały stan zaniedbania, a roztargnienie nie obejmuje samej wyobraźni, ale owłada wyższymi władzami. Czyż można wówczas znajdować upodobanie w słowach Bożych, zawartych w psalmach, prorokach, epistołach, w najpiękniejszych ustępach z pism Ojców Kościoła i z życia świętych, które przesuwają się co dzień przed naszymi oczyma w pacierzach kapłańskich? Wszystkie te piękności duchowe uchodzą niepostrzeżenie jak przedmioty bez barwy i smaku. Wielka poezja psalmisty, najgłębsze serca jego wołania, stają się czymś mglistym i nużą jednostajnością. Rutyna powleka martwotą rzeczy dogłębnie żywe, sprowadzając je do mechanicznie odmawianych formuł. Jest tu naprawdę nominalizm praktyczny, rodzaj materializmu w czynie. W takich warunkach ustaje żywotność władz wyższych; są one śpiące, lub rozproszone. Słyszy się jeszcze symfonię offcii divini, piękniejszą od najsławniejszych symfonii Beethovena, lecz w braku wewnętrznego poczucia i zrozumienia, nie umie się już jej słuchać i należycie oceniać. Studiuje się dość często brewiarz z punktu widzenia historycznego, lub z kanonicznego stanowiska ścisłych obowiązków, przywiązuje się wagę do tych rozróżnień; trzeba jednak przede wszystkim rozważać go z duchowego punktu widzenia i nim żyć.

Czym więc ma być psalmodia kontemplacyjna? Wyróżnia ją wybitnie duch modlitwy, a przynajmniej pragnienie nabycia go i staranie się o to. Widzimy tedy, że kontemplacja tajemnic wiary nie odbiega od normalnej drogi świętości; ona to jedynie może nam dać w modlitwie liturgicznej światło, pokój i wesele, wypływające z prawdy przetrawianej i umiłowanej, gaudium de veritate

Ducha modlitwy czerpiemy w obcowaniu z Bogiem, a tracimy go z chwilą, gdy nam śpieszno zakończyć codzienną modlitwę, jak gdyby nie była oddechem duszy, przestawaniem z Bogiem i życiem naszym.

W tym duchu poczęte były psalmy, których bez niego rozumieć ani przeżywać nie można. „Jako pragnie jeleń do źródeł wodnych, tak pragnie dusza moja do ciebie, Boże“ (Ps. 42, 2).

Jeżeli psalmodia ożywiona jest tym duchem, natenczas zamiast mechanicznego pośpiechu, który jest życiem powierzchownym, znajduje się głębokie życie, któremu nie trzeba przypominać ciągle liturgicznych prawideł, gdyż one są wyrazem jego wewnętrznych pociągów. Wówczas, bez zbyt powolnego tempa, wymawia się dobrze słowa, wystrzega się pośpiechu, zachowuje przestanki, które stanowią jakby przerwę między wdychaniem a oddychaniem. Wyczuwa się piękno antyfon i karmi się naprawdę treścią tekstu liturgicznego. Ci, którzy mają odczytywać tak nieraz śliczne lekcje, przebiegają naprzód ich osnowę, żeby nie bąkać na opak; przy wygłaszaniu ich unikają dawania zbyt dobitnego wyrazu osobistej pobożności, ale znaczenie przedmiotowe Pisma św., wyjaśnione przez Ojców, pozostaje zrozumiałe i tu i ówdzie uchwycić można jego blaski pośród boskich jego cieni. Odmawiający w ten sposób godziny kanoniczne nie stara się zyskać cztery czy pięć minut i nie traci najcenniejszego, użyczonego mu od Boga, czasu. Przy końcu psalmodii skłania się nawet do przedłużenia modlitwy kilku chwilami rozmyślania, przypominając dawnych zakonników, którzy w nocy, po jutrzni i laudesach, trwali przez pewien czas w wewnętrznym skupieniu. W żywotach owych mnichów mowa jest często o tych orationes secretae, o tym sam na sam z Bogiem, podczas których otrzymywali nieraz największe światła, odsłaniające im to, czego przedtem w ciągu długich godzin pracy szukali. Taka modlitwa to prawdziwe życie; rozumie się wonczas, iż rozmyślanie jest duchem psalmodii. Ta ostatnia dostarcza modlitwie myślnej najlepszego pokarmu słowa Bożego, rozdawanego i objaśnianego jak należy, podług cyklu roku liturgicznego, podług prawdziwego czasu, który styka się z jedną jedyną chwilą niewzruszonej wieczności.

Tak odmawiana psalmodia nie jest już modlitwą mechaniczną, lecz organiczną. Dusza ożywiła ciało; słowa nie stoją obok siebie bez wewnętrznego związku; uchwycić można tchnienie żywotne, które je przenika. W ciężkich nawet chwilach wyczuwa się, bez wysiłku, z upodobaniem przedziwną poezję psalmów, znajdując w niej światło, pokój, siłę i odnowienie energii ducha.

Wtedy modlitwa ta staje się w całej prawdzie nie owym stałe opóźnianym, lecz raczej przyśpieszonym wzniesieniem duszy ku Bogu. Dusza spala się i strawią, jak świece na ołtarzu.

Św. Tomasz z Akwinu ukochał z głębi ducha tak rozumianą piękną psalmodię. Opowiadają, że nie mógł powstrzymać łez, śpiewając podczas komplety czterdziestnicy antyfonę: „Media vita in morte sumus: quem quaerimus adjutorem, nisi te, Domine, qui pro peccatis nostris juste irasceris? Sancte Deus, sancte fortis, sancte et misericors Salvator, amarae morti ne tradas nos… Żyjąc, jesteśmy w śmierci: jakiegoś Zbawcy szukać będziemy, jeśli nie Ciebie, Panie, który możesz gniewać się słusznie za grzechy nasze? Święty Boże, święty mocny, święty i miłosierny Zbawicielu, nie wydawaj nas na śmierć gorzką“. 

Przedziwna ta antyfona zawiera prośbę o ostateczne wytrwanie, które jest łaską nad łaski. Jakże musi ona przemawiać do serca kontemplatywnego teologa, który zgłębił traktaty o Opatrzności, o predestynacji i łasce!

Jednym z walnych środków, dopomagających do wzniesienia się ponad rozumowanie na wyżyny kontemplacji, do prostego wpatrywania się w Boga i zjednoczenia się z Nim, jest tak dla teologa, jak dla innych psalmodia, która tak przedziwnie przysposabia do Mszy św. i po niej następuje. Teolog, który przez czas dłuższy pochylał się nad księgami, w celu pozytywnych i spekulatywnych studiów nad Objawieniem, zbijania mnogich błędów i badania tak wielu różnych zdań odnoszących się do największych tajemnic Trójcy św., Wcielenia, Eucharystii, życia w niebie – potrzebuje koniecznie wznieść się następnie ponad tę całą wiedzę książkową i skupić się głęboko, by zaczerpnąć prawdziwie Bożego światła, wyższego nad rozumowanie i dozwalającego mu wniknąć w ducha przestudiowanej przezeń litery. W przeciwnym razie jego życie duchowe słabnie, tak, iż nie znajdując dość światła, nie może on udzielić go drugim. Praca jego jest zbyt mechaniczna, nie dosyć organiczna i żywa, lub też idea władcza jego syntezy nie jest dość wysoko czerpana; brak jej rozpiętości, życia, promieniowania, tak iż powoli przestaje interesować.

Teologowi potrzeba znajdować często żywy i wspaniały wyraz zgłębianych przezeń tajemnic w samychże słowach Boga, tak jak nam je liturgia podaję, byśmy zasmakowali w nich i ukochali je: „Gustate et videte quoniam suavis est Dominus“ – „Skosztujcie i patrzcie jak słodkim jest Pan“ (Ps. 33, 9).

Słowo Boże, przypomniane nam w ten sposób, dnia każdego, w modlitwie, jest jakby uzupełnieniem teologicznego wykładu tekstu świętego. Trzeba na chwilę zapomnieć o zawiłych wywodach naukowych i porzucić pracę rozumową dla świętego rozkoszowania się kontemplacją. Dzieje się to właśnie podczas psalmodii, o ile pośpiech mechaniczny nie stawi zapory dopływowi głębokiego życia, które wytrysnąć ma z niej jak ze źródła. Duch modlitwy ożywiać winien nieodzownie psalmodię.

Z radością słucha się tak odmawianego officium divinum w wielu klasztorach benedyktynów, kartuzów, karmelitów, dominikanów, franciszkanów. Modlitwa ta pociąga do służby Bożej, podczas gdy zmaterializowana od niej oddala. Słysząc wielką modlitwę kontemplacyjną w niektórych domach zakonnych, czuje się powiew prawdziwego życia Kościoła; to jego śpiew, tak prosty, a zarazem tak wspaniały, towarzyszący wzniosłym słowom Oblubieńca, konsekracji eucharystycznej. Pozwala nam to zapomnieć o wszystkich smutkach tu na ziemi, o mniej lub więcej kłamliwych komplikacjach i o wszelakich ciężarach, nałożonych przez umowy ludzkie. Daj Boże, by ta psalmodia była zawsze równie żywą, we dnie i w nocy, po naszych klasztorach! Zauważyć można rzecz wielce znamienną, że gdy ustaje ona w nocy tam, gdzie trwać powinna, wzbudza Pan na jej miejsce adorację nocną. Modlitwa żywa nie może bowiem ustawać, a do modlitwy nocnej przywiązane są szczególne łaski kontemplacji na skutek głębokiej ciszy, w której wszystko jest pogrążone, i dla wielu innych powodów. Oportet semper orare.

Tak pojęta psalmodia jest tern świętem spoczynkiem, jakiego dusze potrzebują po wszystkich trudach, niepokojach i powikłaniach tego świata. Jest to pełen życia spoczynek w Bogu, podobny zdała do sabatu Boga, który posiada życie bezkresne „tota simul“, w owej jedynej chwili, która nigdy nie przemija i odmierza równocześnie najwyższe działanie i najwyższy spoczynek, „quies in bono amato“.

o. Reginald Garrigou-Lagrange OP

(Psalmodia i kontemplacja. W: “Mysterium Christi”. R. 4. Nr 2. 1932/1933, s. 41-44)

Exit mobile version