Rozważania na Wielki Piątek Męki Pańskiej: Zanim zapiał kogut…

Zanim zapiał kogut, rybacy łowili ryby, rzecz całkiem normalna. Pewnej nocy połów nie był jednak zbyt obfity, tyle godzin pracy na nic. Lecz rankiem nad Genezaret pojawił się Nauczyciel z Nazaretu, za którym szły tłumy. Wsiadł do łodzi rybackiej, bardzo konkretnej łodzi. A na Jego słowo jej właściciel, Szymon, jeszcze nie święty i jeszcze nie Piotr, wypłynął na głębię i zarzucił ponownie sieci, aż zaczęły się rwać. Tak się zdumiał, że aż zdał sobie sprawę, jak ciążą mu grzechy, jak dają o sobie znać gdy obok niego w tej samej łodzi znajduje się Pan. Pan, który tego samego ranka kazał mu przestać się bać. I obiecał, że stanie się rybakiem ludzi… Zostawił więc wszystko i poszedł za Nim.
Zanim zapiał kogut, dokonywały się cuda. Apostołowie święcili triumfy wraz ze swoim Mistrzem, pełni entuzjazmu. Trzy lata wspaniałej przygody, przygody życia. Szymon znalazł swoje miejsce w świecie – zawsze przy boku Jezusa, w gronie uczniów. W dodatku miał być Skałą Kościoła, choć wówczas może nie do końca rozumiał, że ta Skała musi być skruszona, wypalona, wzięta na krzyż. Szymon Piotr. Piotr, na którym Pan będzie budował. Może poczuł się pewniej, a może to po prostu choleryczny temperament, ale gdy ten sam Mistrz dokonujący tylko rzeczy wielkich, zaczął zapowiadać swoją Mękę, Piotr wyrzucał Mu to. Wyrwał się do przodu i usłyszał ostre słowa. Zejdź mi z oczu, szatanie. Jesteś mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co boskie, lecz o tym, co ludzkie. Zejdź mi z oczu. Czyli: „Stań za Mną, abyś mógł być przeze Mnie prowadzony. Abyś później mógł sam prowadzić wielu właściwą drogą”. Wróć do szeregu, Piotrusiu, abyś mógł stać się Piotrem.
Zanim zapiał kogut, był uroczysty wjazd do Jerozolimy. Gałązki palmowe, płaszcze. Mistrz jechał na śmierć, a wszyscy się radowali. Później Betania, tajemnicze namaszczenie, podobno już z wyprzedzeniem na pogrzeb. Kończyło się wszystko, co Piotr poznał tak dobrze, że trudno było uwierzyć, iż nadchodzi tego kres, a czuł w kościach, że nadchodzi. Był przekonany, że wytrwa. Że się nie zachwieje. Że zawsze będzie stał u boku Pana. Życie moje oddam za Ciebie. Widział Jego przemienione Oblicze na górze Tabor. Widział jak pozwolił się pojmać w ciemnym Getsemani, choć chwilę wcześniej Piotr i inni posnęli w przedziwnym letargu.
Zanim zapiał kogut, siedział przy ogniu. Ale czy wcześniej był pozbawiony ciepła? Czy nie jest tak, że kto trwa przy Jezusie, trwa przy ogniu? Trwał. Uderzono Pasterza i rozpierzchły się owce. Może nawet widział jedną z nich, zalęknioną i zagubioną, gdy patrzył w płomienie i przypominał sobie przypowieści, w jakich przemawiał Mistrz. Trzymał się z daleka, ot, w bezpiecznej odległości, by nie stracić zbyt wiele, gdy trzeba będzie oddać cezarowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie. A wcześniej był porywczy, wyrywny. Pierwszy, by upomnieć: Niech Cię ręka boska broni, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!
Pierwszy.
Widział Jezusa w Jego Bóstwie i Człowieczeństwie. Lecz usta same wyrzekły: Nie znam Go. Po trzykroć. Nie wiem, co mówisz. Przecież miał dać swoje życie. Tymczasem dał to, co podpowiedział lęk. Przecież miał się nie bać. Tymczasem znów zaczął tonąć gdy Pan chciał go nauczyć, jak chodzić po wodzie, znów był na samym środku wzburzonego Genezaret. I nie było już Jego pomocnej dłoni.
Zamiast tego pomocne, przypominające pianie koguta. Wyrwanie z letargu. I ten wzrok, to jedno spojrzenie pojmanego Mistrza. Patrzył na samo dno duszy, znał każdą myśl. Budził. Nie wybrał nowej Skały, lecz podtrzymał tą właściwą.
Czyżbym ja, Rabbi? Tak pytał ktoś zupełnie inny. Ale czy zdrada to tylko trzydzieści srebrników w kieszeni Judasza? Czy zdradą nie jest także milczenie tam, gdzie trzeba mówić – jeśli nie słowami, to czynami?
Gdy zapiał kogut, był gorzki płacz.
Ale łzy Piotra nie były adoracją słabości, kontemplacją grzechu, rozpaczą prowadzącą do śmierci. Były łzami skruchy. Nawrócenia. Budzenia się do życia. Zanim spotkał się z Panem ponownie, już po Jego Zmartwychwstaniu (nad Genezaret, gdzie wszystko się zaczęło), musiał przeżyć bardzo długie dni… I mimo że Wielki Piątek smakował goryczą, to spojrzenie Jezusa nie cofało raz wypowiedzianego: Pójdź za Mną. Słowa wezwania miały wybrzmieć ponownie. Paś owce Moje. Paś baranki Moje.
Gdy zapiał kogut, Piotr przypomniał sobie, kim jest, jak wtedy, w łodzi, na początku tej drogi. I kim ma się stać. Moc doskonali się w słabości.
Łza wydrążyła Skałę.
Opr. Ewa Chybin