Site icon Z pasji do liturgii

Pandemia „antonińska” a chrzest dzieci

Plagi – ostatnią mamy jeszcze świeżo w pamięci – są tak stare jak ludzkość. Odciskały swoje piętno na królestwach, państwach i społecznościach, a także pojedynczych ludziach. Wywierały wpływ zarówno na sztukę, naukę, życie codzienne, jak i na religię. Najpewniej jedna z zaraz wpłynęła mocno na rozpowszechnienie praktyki chrztu dzieci.

Praktyka chrztu dzieci tak naprawdę rozwijała się od czasów apostolskich. Miała zastąpić starotestamentalny obowiązek obrzezania, gdyż chrześcijanie otrzymali nowe „obrzezanie, nie z ręki ludzkiej, lecz Chrystusowe (…), polegające na zupełnym wyzuciu się z ciała grzesznego” (Kol 2, 11). Dlatego też w Nowym Testamencie nie brakuje opisów świadczących o chrzcie „całych domów” (Dz 16, 33; 18, 8), co dotyczyło wszystkich należących do rodziny – zarówno wolnych, jak i niewolników – a więc także dzieci.

Zaraza “antonińska”

Choć chrzest dzieci miał solidne fundamenty teologiczne, to w pierwszych wiekach po Chrystusie nie był aż tak powszechny, jak życzyliby sobie tego Apostołowie. Co więcej, w II wieku byli teologowie, którzy twierdzili, że dzieci są uważane za czyste – niezależnie od tego, czy przyjmą chrzest. Sam Tertulian jeszcze ok. 200 r. (De baptismo 18. 1. 4-5), wspominał o takiej praktyce i sprzeciwiał się chrzczeniu dzieci, argumentując to tym, że nie do końca rozumieją one znaczenie obrzędu. Ciekawą tezę w temacie chrztu dzieci wysunął Francesco Arduini. Na łamach „Biblical Archaeology Review” w 2021 r. opublikował artykuł, w którym dostarczył przekonywających argumentów, że tak naprawdę dopiero tzw. zaraza „antonińska” z drugiej połowy II wieku ostatecznie przesądziła o powszechności udzielania tego sakramentu dzieciom.

Za czasów rządów Marka Aureliusza (161-180) imperium rzymskie nawiedziła choroba zakaźna uznawana za największą epidemię starożytnego cesarstwa rzymskiego. Zarazę „antonińską” (nazwa pochodziła od Antoniusa, czyli rodowego imienia Marka Aureliusza), określaną też zarazą Galena – gdyż to właśnie ten starożytny lekarz opisał jej przebieg w swojej pracy De methodo medendi – do Italii mieli przynieść wracający ze wschodu legioniści Werusa. Charakterystycznym objawem zarazy była czarna, wrzodowata wysypka na ciele, której towarzyszyła biegunka, a obok niej niekiedy także kaszel, wymioty i ból brzucha. Prawdopodobnie ta choroba, nazywana przez niektórych dżumą, była tak naprawdę odmianą ospy, która pojawiła się wtedy w basenie Morza Śródziemnego i Europie. Cechowała ją wysoka śmiertelność. Nie brakuje historyków, którzy do dziś twierdzą, że choroba zabijała ok. 5 tys. osób dziennie. Plaga miała zniszczyć 90% populacji w Egipcie oraz 20% populacji cesarstwa rzymskiego.

Chrześcijańska odpowiedź na pandemię

Katastrofy zwykle zmieniają także praktyki religijne. Tak było i w tym przypadku. Sam Marek Aureliusz odnawiał wówczas świątynie i sanktuaria oraz wzywał kapłanów i lud do podejmowania wszelkich form modlitwy, które byłyby w stanie uspokoić „gniew bogów”. Około 166 r. w cesarstwie rzymskim wśród ludzi dało się zaobserwować niezwykłe ożywienie w spełnianiu praktyk religijnych. Faktem historycznym jest to, że wyznawcy Chrystusa znacznie lepiej radzili sobie z pandemią „antonińską” niż pozostali mieszkańcy imperium. To oczywiście spotęgowało nastroje antychrześcijańskie. Ale wynikało z prostego schematu: katolicy byli społecznością zintegrowaną, dbali o siebie nawzajem, opiekowali się chorymi, co też zmniejszało śmiertelność w ich grupie. Ospa powodująca wysoką umieralność nie oszczędzała jednak chrześcijan, w tym ich dzieci.

Jak przywołane wydarzenie wpłynęło na wysiłki ewangelizacyjne? Plaga „antonińska” w pewnym sensie wzmogła poczucie strachu i bezradności w społeczeństwie. To z kolei przyczyniło się do wzrostu wrażliwości religijnej i dało impuls do szybkiego rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa pod koniec II wieku. Troska o owocne szerzenie Ewangelii wymusiła wtedy zmiany w praktyce kościelnej. Z pewnością do nich należy praktyka chrztu dzieci. Święty Justyn do 150 r. bronił tezy o chrzcie dorosłych (Pierwsza Apologia 61, 9-10), jednak już 30 lat później św. Ireneusz wspomina o chrzcie najmłodszych bez większego zawahania (Adversus haereses 2. 22. 4). Także u sceptycznego wcześniej Tertuliana w 200 r. można przeczytać, że praktyka chrztu niemowląt została wdrożona bez zastrzeżeń (De baptismo 18. 1. 4-5). W Tradycji Apostolskiej pochodzącej z początku III wieku czytelnik odnajdzie z kolei opis liturgicznych obrzędów chrztu dzieci.

Zdążyć przed śmiercią

Co takiego dokonało się w drugiej połowie II wieku, co przesądziło o zmianie przedmiotowej praktyki? Oczywiście, dialog teologiczny ciągle posuwał się do przodu, ale niewątpliwie impulsem w nim była przedmiotowa pandemia. Zarazę „antonińską” sami chrześcijanie postrzegali jako swoistą dezaprobatę Boga wobec niemoralności świata. Stanowiła więc ona, po pierwsze, zachętę do bardziej cnotliwego życia wierzących w Chrystusa. Po drugie zaś, wzrastająca liczba świadomych chrześcijan, widząc zagrożenie dla życia swoich dzieci, domagała się chrztu niemowląt, aby w konsekwencji zdążyć z zapewnieniem im zbawienia. Tym sposobem udzielanie zbawczego chrztu niemowlętom, co wcześniej było czymś nadzwyczajnym, ostatecznie stało się w Kościele normalną praktyką.

Ks. dr Marcin Kołdziej

Exit mobile version