Liturgiczny krąg życia

Liturgiczny krąg życia

Liturgia jest doskonałą szkołą życia chrześcijańskiego. ,,Liturgia – powiada trafnie dr Parsch – w jednej ręce trzyma dogmat, a w drugiej naukę moralności”. Formy, w których wyraża się liturgia, przemawiają nader żywo i skutecznie do całego człowieka, gdyż są nadzwyczaj urozmaicone i bogate. Liturgia przy pomocy tych środków zwraca się wprost i wyraźnie lub pośrednio przez głębokie symbole, do rozumu i woli człowieka, aby mu przypomnieć zasięg świętych jego powinności, więc obowiązek dążenia do cnoty i pamięć o celu i przeznaczeniu życia człowieka. Jednakże w życiu obok rozumu i woli ważną rolę odgrywają także te czynniki, które się dzisiaj określa mianem irracjonalnych lub emocjonalnych. Dlatego liturgia oddziałuje także na pierwiastki, pobudzające uczucia oraz na cały świat świętych wzruszeń, wprzęgając je w służbę wielkich celów etycznych. Tym sposobem liturgia z jednej strony otwiera przyrodzone źródła etycznego czynu, z drugiej zaś, swoimi modlitwami i środkami łaski, ściąga do nas nadprzyrodzoną moc Bożą, a to jest właśnie czynnik rozstrzygający dążenia człowieka do doskonałości.

W swoim Motu Proprio z dn. 22 listopada 1903 r. Pius X wyraził życzenie, aby chrześcijanie ,,przez czynny udział w świętych misteriach i w publicznej modlitwie Kościoła w domu Bożym, jakby z pierwszego źródła, bez którego nie podobna się obejść, czerpali ducha chrześcijańskiego”. Te słowa swego wielkiego poprzednika potwierdził później Pius XI, pisząc w liście do arcyopata beurońskiego dn. 31 sierpnia 1926 r.:

,,Niechaj wierni zrozumieją zaproszenie, które do nich swym językiem wygłasza modlitwa liturgiczna, żeby z niej czerpali zdroje życia duchownego: <<Sitientes, venite ad aquas… et bibite cum laetitia!>>”.

Liturgia dowiodła też dostatecznie, że do wielkości moralnej, a nawet do najwyższej doskonałości, nic nie wiedzie z taką pewnością i wiernością, jak ona sama. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa liturgia była właściwie jedyną kierowniczką życia religijnego i ona wielu chrześcijan tego okresu wychowała do męczeństwa, dziewictwa czy miłości bliźniego. To właśnie ona stworzyła epokę bohaterską, najchwalebniejszy okres dziejów naszej świętej wiary. To też na liturgii sprawdzają się w całości słowa Pisma: ,,Po owocach ich poznacie”.

Chociaż więc najwyższych i pierwszym celem liturgii nie jest pożytek ludzi, gdyż zawsze prawdziwą jej zasadą musi być to, że w centrum życia liturgicznego jest Bóg, a nie człowiek, to przecież liturgia jest pierwszą i najskuteczniejszą sprężyną życia duchownego, najobfitszą i najbardziej błogosławioną krynicą moralności chrześcijańskiej. Także tutaj wypełnia się słowo Zbawiciela, który powiedział, że kto straci siebie dla Niego, ten znajdzie życie.

Ten wpływ liturgii na życie moralne tłumaczy się w sposób prosty i naturalny istotą liturgii. ,,Kiedy Boga chwalimy – pisze św. Tomasz (II. II. 1. 91, a. 1) – rozpala się nasza miłość, a im gorętsza jest miłość Boga, tym bardziej człowiek oddala się od tego, co jest przeciwne Bogu”. Liturgia bez moralizowania domaga się największego wysiłku moralnego i dopomaga mu, bo wstawia nas w krąg życia, który pod względem estetyki nie ma równego sobie i przez to oddziałuje na nas siłą przykładu oraz pobudek. Oprócz tego liturgia pomaga nam w tym życiu, bo stwarza najściślejszy związek z Chrystusem, który jest alfą i omegą całej liturgii. Dlatego pełne zrozumienia i radosne, a duchem miłości owiane uczestnictwo w liturgii, jest nie do pomyślenia w zgodzie z mało wartościowym życiem etycznym. Taki udział w liturgii staje się z natury rzeczy ustawiczną pobudką i ponaglaniem, żeby chrześcijanin trzymał się pod względem etycznym na wysokim poziomie.

Żeby zrozumieć należycie całą siłę i doniosłość tego oddziaływania liturgii, musimy sobie uprzytomnić podstawową ideę liturgii. Otóż właściwa istota i treść liturgii polega na prawdziwym, wykonywanym wszystkimi siłami duszy, przeżywaniu Chrystusa. Chodzi więc o takie myślenie i odczuwanie, modlenie się i ofiarowanie, które byłoby nie tylko całkowicie zgodne z duchem i dążeniami Chrystusa, lecz było również myśleniem, czuciem, modlitwą i ofiarą cząstki Chrystusa – członka Jego mistycznego ciała. Należycie pojęta aktywność liturgiczna jest do pomyślenia jedynie wówczas, gdy człowiek w zupełności wczuje się w myśli Chrystusa, gdy Jego zainteresowania, smutki oraz radości uczyni swoim własnymi.

Nie jest to tylko jakaś mistyczna spekulacja, lecz jak wywodzi dr Albert Hammenstede OSB (Ecclesia orans III), jest wielka i naprawdę wzniosła rzeczowość, która wynika z istoty i pojęcia Kościoła.

Według nauki Pisma Świętego, zwłaszcza dzieł św. Pawła, Kościół jest mistycznym ciałem Chrystusa, a Chrystus jego głową (Kol 1, 17; 2, 19; Ef 4, 15. 16; 1 Kor 10, 16. 17; 12, 12; Ef 1, 22). Można też wskazać słowa Chrystusa: ,,Jam jest szczep winny, wyście latorośle” (J 15, 4). Chociaż te słowa odnoszą się do wspólnego życia z Chrystusem, dzięki łasce, to przecież owa wspólnota powinna wyrażać się w aktywności religijnej i stać się świadomą wspólnotą myśli i uczuć z Chrystusem.

Dlatego Kościół uważa się za dalszy ciąg Chrystusa. My według nauki Cyryla Jerozolimskiego jesteśmy concorporei et consanguinei Christi (Catech. myst. 4). Natomiast według św. Augusyna (Enarr. II in Ps. 30, sermo I, 4) ,,z oblubieńca (Chrystusa) i oblubienicy (Kościoła) staje się jedna osoba, z głowy i ciała jedna jednostka”.

Nie są to więc słowa pozbawione treści. Jest to raczej jedna z podstawowych prawd, którą Kościół wyznaje od samego początku, że cokolwiek Chrystus uczynił na świcie i wszystko, co wycierpiał oraz cokolwiek, co czyni podczas Mszy św., gdy się modli i ofiaruje Ojcu chwałę, dziękczynienie i zadośćuczynienie, nie dokonuje się w oderwaniu od nas, lecz Chrystus wykonuje to jako nasza głowa, jakby rzecznik całej ludzkości. Dlatego winniśmy się z Nim w tym połączyć i jako owe cząstki Zbawiciela razem z Nim działać, żyć, zadośćuczynić i modlić się. Wszakże ostatecznie całe nasze życie, cała pobożność, czerpie wartość tylko z owego zjednoczenia z Chrystusem.

Tę wspólnotę życia wprowadzamy w czyn przede wszystkim podczas liturgii, której Chrystus jest właściwym liturgiem (dotyczy to w szczególności Mszy św.). Najbardziej charakterystycznym znamieniem liturgii jest właśnie to zjednoczenie się uczestników z Chrystusem. Podczas niej sprawujemy też nasze ,,królewskie kapłaństwo” (2 P 2, 9), które książę apostołów przypisuje wszystkim chrześcijanom. W liturgii sprawdza się to, co napisał św. Paweł:

,,Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal 2, 20).

Liturgia jest świadomym uczestniczeniem w bosko-ludzkim życiu Chrystusa, a więc najskuteczniejszym bodźcem do doskonałości.

Dzięki tej wspólnocie życia liturgia staje się też doskonałą szkołą ducha społecznego i zmysłu solidarności.

Już pod względem zewnętrznym, w aspekcie zasięgu, liturgia opasuje lśniącą wstęgą jedności ludy i narody tej ziemi, choć często dzielą je od siebie lądy i morza, a ludy te różnią się między sobą rasą, językiem itd. Jakże wielka i wspaniała jest już sama myśl, że setki tysięcy kapłanów naszego Kościoła, rozciągnięto po całym świecie, aby dzień w dzień, a nawet co godzinę, na całej kuli ziemskiej w imieniu całego chrześcijaństwa zanosili do Boga modły i składali ofiarę w jednej i tej samej formie liturgicznej, mimo różnic obrzędowych i obrządkowych, które, wobec tego, że istota liturgii jest wszędzie taka sama, wcale nie ważą się na szali! Jest to zaiste potężny chór modlitewny, jedyna na świecie narodowa, wspólnota wszechświata, w której w najwyrazistszy sposób uwidacznia się tytuł, jakim szczyci się Kościół, tj. katolicyzm – powszechność. Jakież jednak niezmierzone rozmiary przybiera to jedyne zjawisko, gdy teraz także świeccy katolicy, wnikają coraz głębiej w zrozumienie liturgii, jednocząc się w modlitwie i ofierze ze swymi kapłanami, tworząc z nimi jedną wspólnotę liturgiczną i tym sposobem stają się jednym wielkim liturgicznym królestwem Bożym, które jest wszędzie, gdzie tylko wschodzi i zachodzi słońce.

Znacznie donioślejszą rzeczą jest wspólnota wewnętrzna, która wynika z liturgii, będąca opartą na wspólnocie życia z Chrystusem. Chrystocentryczność liturgii staje się korzeniem i podstawą prawdziwie idealnego solidaryzmu, który obejmuje całą ludzkość. Jeżeli bowiem w liturgicznej Służbie Bożej modlimy się i ofiarujemy się nie jako jednostki, lecz jako członki jednego ciała, zjednoczone pod jedną głową, którą jest Chrystus, to świadomość ta musi zrodzić zrozumienie potrzeby, że wszyscy ci, którzy tym sposobem są zjednoczeni z Chrystusem, mają poczuwać się także do jedności między sobą. Niewątpliwie sprawa nie skończy się na zrozumieniu tej potrzeby, lecz zrozumienie to wywoła chęć i wolę doprowadzenia do tego, abyśmy kiedyś znowu – jak to było za lepszych czasów Kościoła – uważali się za części, które należą do siebie; za dzieci jednego Ojca i za braci Chrystusa, z którym właśnie jednoczy nas liturgia w serdeczną i świadomą spójnię.

Jules Romains (ze stanowiska czysto socjalnego i politycznego) rzucił hasło ,,unanimizmu”, czyli wyraził życzenie, aby w przyszłości jednostki połączyły się z duszą swej grupy społecznej. Jednak ta dusza grupy społecznej, nastawionej w kierunku czysto doczesnym, jakoś nie chce się utworzyć, bo stoją temu na przeszkodzie rozbieżne, czysto ziemskie dążenia, na których ta dusza ma się opierać. Przeszkodą jest również rozbieżność interesów materialnych, politycznych i narodowościowych. Tutaj potrzeba myśli i sił wyższych, które nie są z tego świata. Potrzeba bowiem świadomości jedności wobec Boga oraz potrzeba tej świadomości życia w Bogu, którą najskuteczniej budzi liturgia i wprowadza ją w czyn. Tym sposobem liturgia służy koniecznemu, coraz usilniej wysuwanemu pragnieniu naszej doby, pomagając do rzucania pomostów nad przepaściami, które zieją między narodami i klasami społeczeństwa.

Duch solidarności, którym owiana jest liturgia, przejawia się już w formie modlitw liturgicznych. Nie ma tam żadnej formy jednostkowej, lecz jest tylko ,,Oremus” (,,Módlmy się”), za przykładem modlitwy Pańskiej, której nauczył nas On – ,,najpotężniejszy bogomódlca, jakiego znają dzieje tego świata”. Liturgia to nie śpiew solowy w wielbieniu Boga, lecz zespół chórowy, liczący miliony głosów, a bosko-ludzkim dyrygentem tego chóru jest sam Chrystus Pan.

Także treść liturgii jest przepełniona duchem solidarności i zawiera pobudki solidarności. Przed duszą każdego uczestnika liturgii stoją zawsze te wielkie potrzeby i zadania, które dotyczą całej ludzkości, czyli to, co ostatecznie obchodzi wszystkich, szukających Boga i wszelkie światowe wydarzenia, przez które stało się nam zbawienie.

Dotyczy to zwłaszcza Mszy św., która jest opus liturgicum, i stanowi właściwą akcję religijną Kościoła. Tak, jak dawniej Zbawiciel złożył swoją pierwszą ofiarę na krzyżu za całą ludzkość, tak też każda Msza św. jest ofiarowana w tej intencji. Msza św. jest bowiem ponowieniem tej ofiary krzyżowej, w której w sposób niewidzialny, lecz prawdziwy, odbywa się podwyższenie krzyża na Golgocie. Jak słońce, kiedy u nas zachodzi, wschodzi w innych częściach świata, tak też Jezus Chrystus, to słońce dusz, w Mszy św. na skrzydłach zorzy porannej rozpoczyna swoją wędrówkę po kuli ziemskiej i chodzi po niej godzina za godziną, wiek za wiekiem. Razem z Nim idą ci wszyscy, którzy w duchu prawdziwie liturgicznym współofiarują się podczas Mszy św. Oni także, złączeni bezmiernie w wielki chór modlących się, obejmują swoją modlitwą i ofiarą wszelki czas i przestrzeń oraz wysokich ludzi i narody.

Gdy się to wszystko rozważy, jakże szerokie staje się serce ludzkie dzięki takiemu sposobowi modlitwy! Wówczas serce ludzkie staje się wielkie niczym serce samego Boga, który z miłością i słodką opatrznością obejmuje wszystko. A ze świadomości zjednoczenia ze wszelką bracią, z całym Kościołem, z samym Chrystusem, jakaż radości i pełnia życia spływa do naszej modlitwy! W liturgii sprawdzają się w sposób najbardziej widoczny i wzruszający piękne słowa ks. Karola Adama z Istoty katolicyzmu: ,,Katolik nigdy nie jest samotny”. Kto się nad tym zastanowi, łatwo zrozumie, dlaczego liturgia pierwsze miejsce wśród swych modlitw daje psalmom, pełnym poezji, a także dlaczego modlitwa liturgiczna z żywiołową siłą dąży do tego, aby sztukę muzyki św. wprzęgnąć w rydwan swej służby. Czyni to, ponieważ w tej modlitwie żyje radość, wdzięczność, wesele i smutek całej ludzkości!

Jakaż siła i moc i jaka rękojmia wysłuchania leży ponadto w liturgicznej modlitwie! Dzięki świadomemu włączeniu się do liturgii, nasza marna modlitwa doznaje wzniesienia ku niebu, nie tylko przez nieskończoną wartość zjednoczenia z Chrystusem, lecz także przez tego ducha solidarności, którym jest ożywiona; przez to, że nosi na sobie święty stygmat uczniostwa Jezusowego – piętno miłości. Słusznie pisze A. Hammenstede:

,,Są tacy pobożni chrześcijanie, którzy w duszy swojej urządzają sobie niejako małą kaplicę domową, aby w niej odprawiać jedno prywatne nabożeństwo, po drugim”.

Liturgia nie zna żadnego sacro egosimo, który jest zdrożny zarówno w modlitwie, jak i w polityce. Liturgia nie zna wiecznej jazdy na karuzeli dookoła swego marnego ,,ja”. To kręcenie się dookoła siebie samego wkrada się bardzo łatwo do pobożności tych ludzi, których modlitwa jest nastawiona tylko indywidualistycznie. Zapominają oni, że istnieje duch, który ożywia. Nie pamiętają również, że we wszystkim potrzeba miłości braci, że trzeba mieć ,,serce” także dla wielkich interesów Pana Boga. Nie wiedzą oni, że niewiele jest warta pobożność, jeżeli całe życie modlącego się nie jest odbiciem Chrystusa, jeżeli brakuje mu ducha i usposobienia Chrystusowego.

Chociaż takie indywidualne życie modlitewne jest potrzebne i konieczne, to musi ono jednak wyrastać ustawicznie z modlitwy liturgicznej, aby mogło utrzymać się na wysokim poziomie i oczyszczać się z naleciałości przyziemnych, zwłaszcza zaś kierować swoje intencje ku celom wielkim, wyznaczonym przez Boga. Poprzez liturgię modlący winien się uczyć, jak należy chcieć by tym, czym rzeczywiście się jest – tj. kroplą w morzu ludzkości, ku której Bóg wszechmogący właśnie dlatego skłania się pełen miłosierdzia, ponieważ kropelka ta staje przed tronem Boga jako cząstka tej ludzkości, której głową jest Syn Boży. Chrześcijanin, uczestniczący w liturgii, modli się zatem również za siebie, ale nie oddzielnie (odseparowany od drugich), lecz złączony świętą solidarnością ze wszystkimi, czego skutkiem jest siła miłości, która ściąga na niego jeszcze obfitsze strumienie łaski i błogosławieństwa.

Dlatego wszystkie modlitwy w duchu miłości, czyli modlitwy liturgiczne, mogą być odniesione do słów św. Jana Złotoustego:

,,Nie ma nic potężniejszego nad modlitwę i nic nie może się z nią równać”.

Tak modlili się pierwsi chrześcijanie, dla których liturgia była wszystkim. To były czasy, w których świat był zdumiony o tym, co czynią chrześcijanie: ,,Patrzcie, jak oni się miłują!”. Były to czasy, o których napisano:

,,A mnóstwo wierzących było serca jednego i jednej duszy. Żaden z nich nie nazywał swoim to, co miał… Żadnego między nimi nie było nędzarza, gdyż bogaci sprzedawali swe majątki i przynosili zapłatę do stóp Apostołów i rozdawano każdemu, ile komu potrzeba” (Dz 4, 32).

Liturgia dla pierwotnego Kościoła była doskonałą szkołą zmysłu i usposobienia społecznego. Liturgia powinna stać się również dzisiaj taką szkołą i stanie się nią, jeżeli znowu zrozumiemy i wyzyskami społeczne pierwiastki, tkwiące w liturgii.

Dr Józef Kraft

Liturgia i ruch liturgiczny. W: ,,Mysterium Christi”. Rok. II. Nr 4. 1931 (s. 160-167)

Tags: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Przetłumacz stronę